piątek, 18 grudnia 2015

Koh Mak


Na Koh Mak zarezerwowaliśmy sobie hotel na 7 nocy będąc jeszcze na Koh Chang. Mieliśmy wątpliwości czy nie lepiej byłoby poszukać czegoś na miejscu ale dobrze sie stało bo znowu trafiliśmy na najlepsze miejsce na wyspie :) Nie dość ze mamy piękny drewniany domeczek z super klimatycznym dużym, zacienionym gankiem to jeszcze dookoła jest wielki egzotyczny ogród pełen niesamowitych roślin. Rosną tu nawet ananasy i inne mniej popularne owoce jak np jack fruits. W ciagu dnia słychać śpiew ptaków, który brzmi zupełnie inaczej niż ten polski :) Ale mamy tez nieopodal kury i koguty które pieją dokładnie jak te polskie i o podobnych porach, co bywa uciążliwe, gdy budzi nas ich wrzask bardzo bardzo wczesnym rankiem. 
W morzu niestety sa meduzy i to te parzące, o czym przekonałam sie na własnej skórze gdy jedna popatrzyła mnie lekko w nogę. Szybko wyskoczyłam z wody wiec miałam tylko takie bąbelki jakie pozostawia pokrzywa ale do morza dalej niż do kolan od tamtej pory niej wchodziłam. Jak chodzi o inne odrażające stwory widzieliśmy tez węża pelzajacego droga gdy jechaliśmy na skuterze oraz skropiona na ścieżce do toalety w barze, gdzie tajskim zwyczajem buty zostawia sie na zewnątrz. Bardzo dziękuje za nadepnicie na takiego osobnika, ale chyba mi to nie grozi bo raczej szczegółowo skanuje teren zanim postawie gdzieś stopę :) Jest tez dużo gigantycznych owadów, ale dla równowagi sa przy okazji przepiękne motyle :)
Wyspa Koh Mak już od przyjazdu do portu zaskoczyła nas czystością. Brak jest tu krętych górskich dróg pełnych ostrych zakrętów do których przyzwyczaiły nas dotychczasowe podróże po Tajlandii. Dzieki temu jazda na skuterze nie jest żadna trudnością, szczególnie ze turystów jest tu naprawdę znikoma ilośc. Ziemia ma tu charakterystyczny rudy kolor. Wyspa jest nieduża, wystarczą spokojnie dwa dni zeby ja całą zwiedzić. 
Po kilku dniach zastanawialiśmy sie czy to nie za długo spędzić tu tydzień, ale jak to zwykle bywa, zadomowilismy sie tu i poczuliśmy wyjątkowy klimat tego miejsca, zaczęliśmy kojarzyć twarze turystów oraz uśmiechnięte twarze tajow. 
Dla urozmaicenia zrobiliśmy sobie małą wycieczkę na pobliską wysepkę Koh Rayang oddaloną o 20 min drogi motorówką. Fale były duże wiec dzieci zamiast w wodzie bawiły się frisbee w cieniu palm . Znaleźliśmy też dużo pięknych muszelek :) w drodze powrotnej, Antek padł na łódce, wtulony oczywiście we mnie i zwinięty w klębek w nosidle.
Teraz kierunek - powrót na Koh Chang :)


sobota, 12 grudnia 2015

Koh Wai

Koh Wai to malutka wysepka, gdzie wybraliśmy sie na jedną noc. Większość turystów przyplywa w tego typu miejsca na pare godzin na snorkling. Miedzy 10 a 17 lodzie przypływają i odpłwają i na plazy jest dość gwarno. Baza noclegowa jest bardzo skromna, restauracji jest tylko kilka. Poza nielicznymi plażami nie ma żadnych innych atrakcji. Rok temu byliśmy na dwóch podobnych malutkich wysepkach Ko Hai i Ko Rok (nasz nr 1). Warto zatrzymać sie na nich choć na jedna noc dla tych wieczorów, kiedy turyści odpływają, wyspa pustoszeje a plaza jest tylko nasza. Tak wlasnie było i tym razem. Dzieciaki miały raj, biegały z gołymi tyłkami i aż szkoda było im przerywać zabawę na plazy. Rafa koralowa na Koh Wai z nóg nie powala, jest za to jedna bardzo piękna duża plaza i kilka mniejszych, bardziej dzikich lecz trudniej dostępnych. W wodzie roiło sie od małych przezroczystych, niby niegroźnych meduz, ale jakoś tak nieprzyjemnie sie pływało i ciagle coś delikatnie szczypało. Spotkałam też skropiona na ścieżce wieczorową porą - natychmiast zwiałam do domku :)

 


czwartek, 10 grudnia 2015

Koh Chang

Na Koh Chang spędziliśmy w sumie 9 dni, z czego 7 w naprawdę przyjemnym i spokojnym Bang Bao Beach Resort, gdzie mieliśmy wszystko co potrzebne do szczęścia. Nie dość ze okolica urokliwa, to dookoła pod dostatkiem pysznego jedzenia i jeszcze morze ciepłe i spokojne, co było dla nas zaskoczeniem bo rok temu fale były gigantyczne i woda chłodna. Nie wiem czy to kwestia pogody czy miejsca ale jest to nieocenione w przypadku wakacji z dziecmi. Antek, który na początku wczepial sie we mnie jak małpka na widok morza, teraz sam mnie do niego wyciąga. Franek z dnia na dzien nas zaskakuje postępami w pływaniu. Dzis zaczął robić fikołki pod wodą w rekordowej liczbie trzech bez wynurzania się! Troche musieliśmy sie nagimnastykować jak chodzi o dziecięce menu ale raczej z głodu nie powinni umrzeć, bo mamy naleśniki, owoców pod dostatkiem, pieczone ziemniaki, ryż smażony z kurczakiem, i kurczak w sosie słodko kwaśnym, z ktorego muszę wygrzebać najpierw pomidory, cebulkę i szczypiorek ale po tej procedurze jedzą aż im sie uszy trzęsą :) 

Poza pluskaniem sie w wodzie i małymi wycieczkami na skuterze, zaliczylismy także jedna większa wyprawę nad wodospad Klong Plu. Przyznam ze bardzo okazały był to wodospad, ale wiecej emocji wzbudziło we mnie co innego. Podczas wspinaczki skrajem dżungli moja wyobraźnia zawsze mocno pracuje, wizualizujac węże, jaszczurki, pająki i inne stwory, które wolą się za pewne trzymać z dała od ścieżki dla turystów. W drodze powrotnej jednak miałam wrażenie że wszędzie dookoła są żmije, a to dlatego że pracownik parku próbował odgonić od ludzi jedną, przy użyciu długiego kija, z ktorego mu sie ona zeslizgnela, próbując uciec w szczelinę w skale, potem niechcący strącił ja do wody, w której stałamtrzymając Antka na rękach, a następnie zaczepił ją na kij i podrzucił do góry i żmija wylądowała niewielki kawałek od nas. Mimo ze wodospad był piękny, jedyne o czym myslalm to zeby szybko stamtąd wracać bo pewnie tych żmij tu jest pełno. W drodze powrotnej zrobiliśmy sobie jeszcze przystanek na pobliskiej plazy i zaopatrzyliamy sie w owoce, które powiesilismy na kierownicy skutera. Tuż przy skrecie do naszego domku, zwolnilismy troche zeby pokazać dzieciom małpki. Jedna natychmiast ruszyła w nasza stronę i chyc porwała nasze owoce! 

Na koniec rewelacji z Ko Chang powiem jeszcze tylko ze dzis podczas Antkowej drzemki zafundowałam sobie godzinny masaż tajski na plazy za 30zl!:) Czad!



piątek, 4 grudnia 2015

Podróż Warszawa - Koh Chang

Udało sie spakować w jeden nieduży plecak i torbę podręczną :)Podróż do Moskwy była krótka i wręcz przyjemna. Antek całą przespał w łóżeczku samolotowym a my we 3 sie relaksowaliamy:) Na lotnisku w Moskwie mieliśmy akurat tyle czasu ze dzieci zdążyły sie wybiegać a nawet przydałoby sie dodatkowe pół godzinki :) Drugi lot trwał 8,5h wiec nie było juz tak przyjemnie. Antek trochę sie męczył z usypianiem ale ostatecznie obaj chłopcy przespali większa cześć lotu. Gorzej było z nami bo ja jako materac Antka trochę dretwialam,usypiałam i budziłam sie na zmianę, a Marcin nie mógł spać i oglądał filmy. Sama podróż nie była jednak tak mecząca jak kilkudniowe przestawianie sie na tutejszy czas (+6h). W hotelu w Bangkoku byliśmy koło 10rano. Udało nam sie wytrzymać do jakies 16 gdy dopadł nas ON - okropny Jet Lag. Dzieci jeszcze miały siły dokazywać ale ja i Marcin zaczęliśmy je tracić. Najgorsze było to ze nasz rytm i rytm dzieci były jakimś trafem odwrotne. Gdy nam chciało sie spać staraliśmy sie je tez do tego nakłonić co było frustrujace bo one nie miały na to najmniejszej ochoty. Około 23 wszyscy wyszliśmy na miasto ( rok temu mieliśmy podobne nocne wyjście tylko koło 3 w nocy). Potem kolejne nakłanianie do spania, jakaś pobudka koło 2 w nocy i "mamo jestem głodny", nocne śniadanie i w efekcie ledwo sie rano zwlekaliśmy z łóżek aby wyruszyć na dworzec, gdzie czekał na nas autobus na Ko Chang. Podróż trwała jakies 5h, dzieci większość czasu spały. Potem godzinka czekania na prom, godzinny rejs, transport do hotelu, gdzie dotarliśmy na 19. I tak minął nam kolejny dzień w podróży. W hotelu zatrzymalismy sie tylko na dwie noce z zamiarem poszukania lepszego miejsca następnego dnia. Marcin z Frankiem zdążyli jeszcze wypluskać sie w basenie a ja ze śpiącym Antkiem udałam sie do pokoju rozpakować nasze rzeczy. Tego dnia zaliczyliśmy jeszcze kolacje na plaży ale nie było to jeszcze miejsce ani jedzenie naszych marzeń. TO miejsce udało nam sie znalezc następnego dnia po przejechaniu 30 km w jedna stronę na skuterze całą rodzinką i obejrzeniu wielu miejsc. Obaj chłopcy spali podczas powrotu z tej wyprawy. Antek u mnie w nosidle a Franek miedzy Antkiem a Marcinem,prowadzącym skuter. Po tych wszystkich męczących dniach mieliśmy dzis pierwszy dzień relaksu w Bang Bao Resort gdzie jest naprawdę najcudniej na całej wyspie.



poniedziałek, 9 listopada 2015

TAJLANDIA 2015 - przygotowania

Wyjazd za 3 tygodnie...To bedzie nasz drugi wyjazd do Tajlandii z dziecmi. W zeszłym roku spędziliśmy tam dwa miesiące: grudzień i styczeń. Tym razem wybieramy sie na miesiąc. Nauczeni doświadczeniem, zamierzamy zabrać przede wszystkim o wiele mniej ciuchów. Na miejscu sa one tanie jak barszcz wiec zaopatrzymy sie w nie w razie potrzeby. Większym wyzwaniem bedzie ograniczenie ilości kosmetyków do niezbędnego minimum. W miejsce dwóch plecakow zamierzamy spakować sie w jeden, do tego dwa małe plecaki jako bagaż podręczny, wózek no i dzieciaki. Antek już niespełna dwulatek...z jednej strony łatwiej sie z nim dogadać niż rok temu ale z drugiej bardziej go nosi wiec jesteśmy ciekawi jak zniesie podroz. Lecimy Aeroflotem 3 godziny do Moskwy i z Moskwy do Bangkoku 8 godzin, na szczęście nocą naszego czasu wiec żywimy nadzieje ze chłopcy będą spali, a moze i nam uda sie troche zregenerować.

W zeszłym roku zaliczylismy Ko Phangan, Ko Yao Yai, Tong Sai Bay, Ko Lante i dwie małe piękne wysepki Ko Hai i Ko Rok - istny raj - zdjecia poniżej. Gdzie udamy sie w tym roku jeszcze nie jest do końca jasne, dyskusja trwa...

Zatem odliczanie czas zacząć 3,2,1 ... i .....