czwartek, 10 grudnia 2015

Koh Chang

Na Koh Chang spędziliśmy w sumie 9 dni, z czego 7 w naprawdę przyjemnym i spokojnym Bang Bao Beach Resort, gdzie mieliśmy wszystko co potrzebne do szczęścia. Nie dość ze okolica urokliwa, to dookoła pod dostatkiem pysznego jedzenia i jeszcze morze ciepłe i spokojne, co było dla nas zaskoczeniem bo rok temu fale były gigantyczne i woda chłodna. Nie wiem czy to kwestia pogody czy miejsca ale jest to nieocenione w przypadku wakacji z dziecmi. Antek, który na początku wczepial sie we mnie jak małpka na widok morza, teraz sam mnie do niego wyciąga. Franek z dnia na dzien nas zaskakuje postępami w pływaniu. Dzis zaczął robić fikołki pod wodą w rekordowej liczbie trzech bez wynurzania się! Troche musieliśmy sie nagimnastykować jak chodzi o dziecięce menu ale raczej z głodu nie powinni umrzeć, bo mamy naleśniki, owoców pod dostatkiem, pieczone ziemniaki, ryż smażony z kurczakiem, i kurczak w sosie słodko kwaśnym, z ktorego muszę wygrzebać najpierw pomidory, cebulkę i szczypiorek ale po tej procedurze jedzą aż im sie uszy trzęsą :) 

Poza pluskaniem sie w wodzie i małymi wycieczkami na skuterze, zaliczylismy także jedna większa wyprawę nad wodospad Klong Plu. Przyznam ze bardzo okazały był to wodospad, ale wiecej emocji wzbudziło we mnie co innego. Podczas wspinaczki skrajem dżungli moja wyobraźnia zawsze mocno pracuje, wizualizujac węże, jaszczurki, pająki i inne stwory, które wolą się za pewne trzymać z dała od ścieżki dla turystów. W drodze powrotnej jednak miałam wrażenie że wszędzie dookoła są żmije, a to dlatego że pracownik parku próbował odgonić od ludzi jedną, przy użyciu długiego kija, z ktorego mu sie ona zeslizgnela, próbując uciec w szczelinę w skale, potem niechcący strącił ja do wody, w której stałamtrzymając Antka na rękach, a następnie zaczepił ją na kij i podrzucił do góry i żmija wylądowała niewielki kawałek od nas. Mimo ze wodospad był piękny, jedyne o czym myslalm to zeby szybko stamtąd wracać bo pewnie tych żmij tu jest pełno. W drodze powrotnej zrobiliśmy sobie jeszcze przystanek na pobliskiej plazy i zaopatrzyliamy sie w owoce, które powiesilismy na kierownicy skutera. Tuż przy skrecie do naszego domku, zwolnilismy troche zeby pokazać dzieciom małpki. Jedna natychmiast ruszyła w nasza stronę i chyc porwała nasze owoce! 

Na koniec rewelacji z Ko Chang powiem jeszcze tylko ze dzis podczas Antkowej drzemki zafundowałam sobie godzinny masaż tajski na plazy za 30zl!:) Czad!





























5 komentarzy: